Znacie tę przypowieść?
Przedstawiciel jednego z amerykańskich banków inwestycyjnych, doradza koledze, wędkarzowi z meksykańskiej wioski. Na początku dziwi się strasznie:
- Sergio, skoro złowienie kilku dużych tuńczyków zajmuje Ci tak niewiele czasu, dlaczego nie łowisz ich więcej?
Wędkarz prosto odpowiedział, że tyle dla jego rodziny wystarcza. Bankowiec dziwi się jeszcze bardziej:
- To co robisz z resztą dnia?
Sergio wylicza:
- Późno wstaję, łowię ryby, wracam, bawię się z dziećmi, sjestę spędzam z żoną, co wieczór chodzę do wioski, piję wino i gram na gitarze z moimi amigos.
Amerykanin zaśmiewa się i jako absolwent Harvardu uczy wędkarza. Zdradza mu przepis na dobry interes: więcej połowów, sprzedaż ryb, nadwyżkę zainwestować w większą łódź, brać wspólnika. Potem kupić kilka łodzi, docelowo mieć nawet własną przetwórnię i fabrykę konserw. Podbój rynków: Mexico City, Los Angeles, Miami, Nowy Jork...
Sergio pyta tylko:
- Ile to zajmie czasu?
Bankowiec:
- Dziesięć lat. A potem wprowadzasz akcje spółki na giełdę, zarabiasz mnóstwo pieniędzy.
- A co potem?, pyta wędkarz
Bankowiec rozanielony:
- No... w końcu przeszedłbyś na emeryturę, wycofał z interesu, zamieszkał w jakiejś małej wiosce na wybrzeżu, mógł spać do późna, łowić ryby, kiedy przyszłaby panu na to ochota, spędzać czas z rodziną, odbywać sjestę w towarzystwie żony, a wieczorami popijać wino i grać na gitarze ze swoimi amigos.